Gra w zielone
„Grasz w zielone? Gram? Masz zielone? Mam!” A nawet trzy zielone kosmetyki od Polemiki. A jeśli ich jeszcze nie stosujesz, wystarczy popatrzeć na zdjęcie, gdzie Matcha zabarwia masło, krem i peeling stonowanym kolorem. Jednak barwa to nie wszystko, liczy się esencja, czyli naturalny skład, dopiero ten pozwala nam mówić o zrozumieniu idei zabawy, która we współczesnej odsłonie nie jest tylko rozrywką, a deklaracją zrozumienia naszego miejsca na Ziemi.
Jako dzieci chętnie bawiliśmy się w parach lub grupkach „w zielone”. Jeśli ktoś inicjował pytanie, szukaliśmy i musieliśmy dotknąć szybko czegoś w tym określonym kolorze. Niektórzy przez to lądowali na drzewie…Nie znasz tej zabawy? W wariantach oczywiście można było wywoływać inne nazwy barw, ale podstawowa wersja dotyczyła roślinnej zieleni, która zawsze była dostępna, powszechna w otoczeniu, gotowa do poratowania nas niemal niwelując ryzyko porażki.
Historie miłosne
Wzmianki o grze „w zielone” lub „w trawkę” pojawiają się w polskiej poezji doby baroku, czy w XVIII-wiecznym dziele Łukasza Gołębiowskiego „Gry i zabawy wszystkich stanów (…)”. Idea zabawy ma pochodzenie ludowe i pierwotnie dotyczyła zakładu, jaki czyniła para przychylnych sobie młodych ludzi. Obydwoje musieli nosić przy sobie przez cały czas świeży, zielony liść, gałązkę lub trawę, aż do momentu przyłapania przez tę drugą osobę na złamaniu zasad i tym samym ustalenia zwycięzcy i przegranego.
Wespazjan Kochowski pisał: Ta gra tym się prawem chlubi: / Komu zwiędnie, kto je zgubi / Lub go zbędzie inszym kształtem, / Opłaca zakład ryczałtem. Zatem roślina nie mogła być suszona ani zwiędła, nie można było jej niczym zastąpić, za to trzeba ją było wymieniać na świeższy okaz, bo w każdej chwili znienacka miała prawo pojawić się druga osoba z pary i zagadnąć o „zielone”. Przyłapanie jasno ustalało, kto wygrywa. A co się działo z przegranym? Musiał zapłacić ryczałtem, czyli z góry ustalonym fantem, przy czym w przypadku panów był to przeważnie podarek, w przypadku panien… przynajmniej buziak. Echa tej gry miłosnej można odczytać w wierszu Antoniego Słonimskiego „Gra w zielone” właśnie.
Zielone
Oczywiście ta gra wydaje się być miła, lekka i przyjemna oraz polega na dobrowolnym uczestnictwie, jak to w zabawie. Pytanie tylko, skąd taki pomysł, by celebrować zieleń, doglądać świeżości jej egzemplarza i budować na tej bazie relację? Odpowiedź się nasuwa, gdy dodamy do całości obrazu fakt, iż ta zabawa odbywała się od początku maja. Zachwyt buchającą, nową zielenią rodził apetyt na nowe życie, nie dawał się łatwo nasycić, a wiosna sprzyjała budzeniu się płodności w naturze i kojarzeniu par. Kultura dworska jedynie ujęła znaczenie gry w podwójny cudzysłów. Nasze granie w zielone ma wobec tego piękny wymiar symboliczny, którego pokłosiem jest zastosowanie tego zwrotu w uwspółcześnionym kontekście.
„Zielony” pochodzi od „ziół”, „ziela”, czyli ten kolor w językach słowiańskich pochodził i był kojarzony z królestwem roślin. Każdy z nas potrafi przywołać szereg określeń, w których funkcjonuje słowo „zielony”. Młody, niedoświadczony, o „zielonym pojęciu” i „zielono (mu) w głowie”. W takim kontekście ten kolor nawiązuje do stadium wczesnego rozwoju, do owoców, które jeszcze nie dojrzały oraz – nie da się ukryć – wyraża nieco pobłażliwy stosunek wobec noszącej go osoby. Z drugiej strony zielony pozostaje kolorem nadziei, nowego, spokoju, równowagi wewnętrznej i… przejezdnej drogi. Dawne rozumienie zieleni jako koloru ziela (roślin) plus budowanie wiosennych, wybujałych relacji pozwala zbliżyć się do pojęcia, gdzie „zielone” równa się „przyroda”.
Czyli współcześnie?
„Zielone” to dzisiaj tyle, co ekologiczne, zgodne z ideą zrównoważonego rozwoju, biologiczne, organiczne czy naturalne i chociaż te określenia nie obejmują tego samego znaczenia, często są stosowane zamiennie, a wspólnym mianownikiem jest tu natura. Ktoś, kto ma rękę do roślin, ma zielone palce. Zielona może być energia, zielony transport, zielony sposób życia. I właśnie w tym ujęciu często się ostatnio pojawia sformułowanie „gra w zielone”. Wejście w grę oznacza tu podjęcie ryzyka, by wygrać, a stawką co jest? Przyszłość Ziemi.
Polemika zachęca, by małymi, codziennymi gestami wspierać ochronę środowiska. Deklaracja umiłowania przyrody i związek z nią to tylko jedne z elementów gry w zielone. Trzeba dbać, by ten dowód zaangażowania był zawsze świeży – czy to w prostej oszczędności surowców, czy rozsądnym gospodarowaniu lub segregacji śmieci. By grać, trzeba stanąć po tej samej stronie.
Pamiętacie piosenkę Wojciecha Młynarskiego „Jeszcze w zielone gramy”? Gra w zielone to dające siłę, nieustępliwe i obejmujące uczucie nadziei. Jak inaczej będzie brzmiał fragment tego utworu, jeśli pomyślimy o planecie, na jakiej przyszło nam żyć, wobec której mamy dług i w której barwach chcemy występować? Małymi gestami, sięgając po zielone, wspierajmy Ziemię, grajmy dla niej w zielone. Dopiero się rozkręcamy.