Oblicza kobiecości

Oblicza kobiecości #1: Wiktoria Skrobotun – Pawelska

Wiktoria Skrobotun – Pawelska – żona, mama, designerka, przedsiębiorczyni. 

A gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać w Bieszczady… Uśmiechamy się pod nosem, często czując, że zmiana jest poza naszym zasięgiem… ale czy na pewno? 

Wiktoria, pęd warszawskiego życia i karierę w agencji reklamowej zamieniła na własny biznes na Podlasiu. Wraz z mężem wybudowali kompleks uroczych domków w duchu slow life, o których pisał nawet Vogue. To nie jedyne zmiany, które zaszły w jej życiu w ostatnich kilku latach, ale od początku… 

Poznałyśmy się w stolicy, a ja od razu czułam, że nie do końca tam pasujesz… Od początku wiedziałaś, że Warszawa to dla Ciebie tylko przystanek na drodze? Czułaś, że nie zagrzejesz tam na długo miejsca?

Od zawsze byłam świadoma, że życie składa się z etapów, więc do Warszawy przyjechałam w konkretnym celu – po doświadczenie zawodowe. W Trójmieście, w którym kończyłam studia nie było już przestrzeni dla designerów, a ja myślałam o pracy dla dużych marek i zdobywaniu doświadczenia agencyjnego. Wiedziałam, że stolica to przystanek, ale nie miałam do końca świadomości nawet, co mnie tam czeka, ani co będzie kolejnym etapem, nie planowałam dalszej przyszłości w tamtym momencie. Staram się raczej żyć “tu i teraz”, kierować się wewnętrznym przekonaniem co jest dla mnie właściwe na ten moment.

Zaczęłaś pracę w agencji, pracowałaś dla dużych marek, a jednak zaczęłaś myśleć o swoim biznesie. Co było motorem do zmian?

Przeszłam spory proces. Po dwóch latach pracy w agencji i dodatkowej pracy po godzinach dość szybko zrozumiałam, że muszę skupić się na jednym z tych kierunków – albo pracuję dla kogoś, albo pracuję dla siebie, tym samym mierząc się z całą gamą dodatkowych konsekwencji i obowiązków. Praca w agencji była dla mnie bardzo wartościowym czasem, ponieważ nauczyłam się tam zarządzania projektami, czasem, zdobyłam lepszy warsztat, poznałam wspaniałych ludzi! Jednak cały czas mierzyłam się z bólem, że pracując na typowym etacie, nie jestem w stanie realizować projektów jakie bym chciała, które dadzą mi poczucie satysfakcji i spełnienia, a połączenie pracy 10-18 i własnych projektów było dla mnie po prostu nieludzkie.

Co przyświecało Wam (Wiktoria prowadzi biznes ze swoim mężem Kamilem) tworząc ten biznes i czego najbardziej się bałaś? Czułaś, że dużo ryzykujesz czy byłaś pewna tego planu?

Projekt  Into The Las miał być dla nas alternatywą dla naszej zawodowej pracy. Oboje byliśmy zmęczeni warszawskim pędem, a dodatkowe przewartościowanie pojawiło się po narodzinach naszego syna Abla. To czego byliśmy pewni, to tego, że nie możemy dłużej żyć w pędzie nie mając czasu dla siebie jako rodziny. Slow life zaczął być kierunkiem w jakim chcieliśmy podążać, ale też móc się nim dzielić z innymi. Świadomość roli odpoczynku i tego, co w trakcie niego się rodzi w człowieku, po prostu nas zainspirowała i trochę stała się naszą misją. 

Oboje z Kamilem dużo ryzykowaliśmy, bo na Into The Las wyłożyliśmy właściwie wszystkie swoje oszczędności. Stwierdziliśmy, że jeśli ten plan nie wyjdzie, to połączymy te dwa domy z kontenerów w jeden i zamieszkamy w środku lasu, będziemy sadzić marchewkę i cieszyć się życiem na wsi.

Dopiero co ruszyliście z nowym projektem, pracujesz dla kilku klientów jako grafik, a w tym wszystkim jesteś też mamą i żoną – jakieś tajne rady na łączenie tych umiejętności?

Szczerze powiedziawszy ciężko mi dawać rady, bo sama wciąż się uczę godzić swoje wszystkie role i wiem, że są momenty, w których nawalam np. organizacyjnie (dobrze, że mój mąż jest w tym lepszy), ale na pewno ważne jest by pielęgnować czas z rodziną, wspólny odpoczynek, aby dużo rozmawiać, zarówno z mężem jak i dzieckiem, cieszyć się chwilą, doceniać lub uczyć się doceniać najmniejsze rzeczy i umieć poprzestawać na małym, wtedy człowiek będzie szczęśliwy.

Skoro mówisz o zmianach, Wiktoria warszawska a Wiktoria podlaska, czy to obrót o 180 stopni? Czujesz, że mocno zmieniły się Twoje priorytety? 

Zdecydowanie. Mój proces zaczął się już w Warszawie. Właściwie i u mnie i u Kamila zaczęło się to objawiać “rzeczozmęczeniem”. Później przyszedł wniosek: “Lepiej być, niż mieć”. Na pewno stałam się bardziej oszczędna . Kupowanie kolejnych sukienek już nie sprawia mi takiej radości jak kiedyś, a przede wszystkim nie mam takiej potrzeby. Jeśli chodzi o ciuchy, teraz bardziej liczy się dla mnie wygoda.

Jedną z fajniejszych lekcji po przeprowadzce na Podlasie była ta, że tutaj zawsze każdy ma czas na kawę, tak spontanicznie, nie to co w Warszawie – umawiasz się miesiąc przed, a później kilka razy to przekładasz. Myślę, że dzięki temu ludzie są bardziej otwarci na siebie, naprawdę wzajemnie siebie wysłuchują, są wrażliwsi na swoje problemy i potrzeby. Często są mniej skomplikowani niż w Warszawie, bezinteresowni – może ja po prostu mam takie szczęście, ale to bardzo mnie kruszy, przypomina mi o  podstawowych wartościach.

 

Co dzisiaj byś powiedziałabyś młodszej sobie o budowaniu własnego biznesu?

Powiedziałabym sobie, że własny biznes to na pewno dłuższa podróż w imię własnej wolności, zgody ze sobą, przez różne stany. Trochę można to przyrównać do macierzyństwa. Rodzisz w bólu, ale to nie jest tak ważne jak to, że to co urodziłaś jest Twoim spełnieniem. Następnie pojawiają się różne etapy wychowania… czasem słońce, czasem deszcz. Co ciekawe, to wychowując dziecko zmieniasz się sam. Poznajesz, obserwujesz świat z nowej perspektywy. Będąc przedsiębiorcą jest dokładnie tak samo. Myślę, że zaczynając swoje życie zawodowe, brakowało mi cierpliwości, pokory, decyzyjności, stanowczości, co tylko komplikowało odnalezienie się w pracy z klientami i niepotrzebnie wydłużało niektóre procesy.

 

 

 

 

__________________________________________

To pierwsza historia w naszym cyklu. Masz w swoim otoczeniu kobiety, które inspirują i powinno stać się o nich głośno? Daj nam znać! 

 

Pytała: Weronika Kwiatkowska

Odpowiadała: Wiktoria Skrobotun – Pawelska